Magia towarzyszy mi od dawna. Przebrnąłem przez wiele różnych systemów, wykonałem masę najróżniejszych rytuałów. Jednak jedna ze ścieżek okazała się na tyle niezwykła, że zmieniła moje podejście do bycia magiem, skierowała mój umysł na sprawy, których istnienia nie zauważałem. Pokazała mi świat takim, jaki powinien widzieć każdy, kogo życie jest nierozerwalnie związane z magią. Mowa o Magii Niczego.
Praktyka wymaga od adepta ogromnych pokładów cierpliwości, samozaparcia i akceptacji własnych ograniczeń. Bywa też bolesna, choć potrafi bawić, dawać radość i siłę z kolejnych podejmowanych działań.
Co jest niezwykłego w tej ścieżce, pytacie? Otóż cała magia tej drogi polega na powstrzymaniu się od użycia magii. Skupieniu się na dostrzeżeniu świata takim, jaki jest, bez maskowania niewygodnych cech własnymi wyobrażeniami, oczekiwaniami. Spojrzeniu na siebie, swoje myśli, pragnienia, zalety i wady. Praca nad problemami, bez uciekania się do pomocy sił wyższych. Zmierzenie się oko w oko z własnymi demonami pozwoliło mi inaczej spojrzeć na magię. Przestać szukać w niej ratunku a zacząć traktować ją jak narzędzie. Współistnieć z nią a nie być jej naczyniem.
Czas zaćmienia jest dobrym momentem, by choćby na chwilę zmierzyć się z sobą bez wygodnej osłony magii. Odsłonić własną duszę przed sobą samym i jasno określić co jest nie tak i jak można to naprawić. Jest to czas by zmierzyć się ze światem zewnętrznym. Zmienić coś zamiast czekać na zmiany.