Szelest złotych liści pod stopami, zapach mokrej od deszczu ziemi i chłód wiatru na twarzy. Idziemy alejkami, pogrążeni w zadumie. Wspominamy ludzi, którzy odeszli, przypominamy sobie, że sami też kiedyś znikniemy. Jesień jest czasem refleksji. Zakończenia prac, rozliczenia się ze światem. Jest też momentem, w którym podsumowujemy tegoroczne dokonania, szykujemy się do trudów zimy. Deszczowa atmosfera napawa nas nostalgią i wycisza. Ciężka, ponura i depresyjna pogoda skłania człowieka do spojrzenia wgłąb siebie. Odbiera nam ochotę na szaleństwa, jakich skłonni byliśmy podejmować się latem. Pełni energii, ogrzani w słońcu, cieszyliśmy się życiem i ferią barw. Teraz reflektujemy się i spoglądamy wgłąb swych dusz. Przed oczami mamy śmierć. Powolne acz nieubłagane dążenie do mety. Przyroda zamiera. Liście żółkną i opadają. Trawy schną i gniją w błocie a deszcz obmywa to, co jeszcze pozostało. Pamiętamy jednak, że jest to tylko jeden z etapów życia. Wiosną znów rozkwitną kwiaty, trawa przebije się przez skorupę zmarzłej ziemi, drzewa znów wypuszczą liście a my znów będziemy mogli cieszyć się słońcem.
Nic więc dziwnego, iż naszym przodkom jesień mocno wiązała się ze światem umarłych. Wierzono, iż wtedy świat zbliża się do zaświatów i granica między nimi staje się niebezpiecznie cienka. Różne kultury, różnie reagowały na tę okoliczność. Słowianie praktykowali Dziady – uroczyste wieczerze w celu przekonania duchów by odeszły w spokoju i nie przeszkadzały żywym. Celtowie woleli unikać spojrzeń umarłych i nosili maski w celu ich oszukania. Każda z kultur miała swoje tradycje, lecz wiązały się one z kultem zmarłych, zakończeniem prac i ofiarą na rzecz świata nadprzyrodzonego.
Dlaczego o tym piszę?
Otóż chciałbym dziś skłonić Was do podjęcia jesiennego wyzwania. Nie musicie się śpieszyć. Jesień potrwa jeszcze trochę.
Chciałbym przekonać Was do podjęcia wyzwania zmierzenia się tym, co przeżyliście w tym roku. W latach wcześniejszych również. Chciałbym, byście spojrzeli w siebie i zastanowili się nad tym, co przeminęło. Jakich ludzi spotkaliście i jakie zmiany nastąpiły za ich sprawą. Niezależnie od tego, czy było to przyjemne czy bolesne. Jesień jest dobrym czasem by stanąć twarzą w twarz z przeszłością i rozliczyć się tym, co przyniosło życie.
Jeśli chcecie podjąć się próby, trzeba będzie przygotować sobie coś do pisania. Najlepiej czarny marker. Będziemy też potrzebowali zapałek.
Proces zaczynamy od udania się do lasu lub parku. Może być cmentarz, jeśli taka nasza wola. Miejsce powinno być dla nas w pewien sposób znaczące. Nie powinno być również zatłoczone, gdyż łatwo damy się rozproszyć i całe ćwiczenie straci sens. Idąc przed siebie, pozwalamy naszym myślom błądzić. Niech lecą gdzie chcą. Niech umysł podąży za atmosferą jesieni. Cieszmy się kolorem liści, grą świateł, spośród pozostałych na drzewie liści. Pozwólmy naszej duszy być taką, jaka chce. Nie starajmy się jej tłamsić codziennym życiem, problemami i maskami, jakie na siebie nakładamy każdego dnia.
Ta chwila niech będzie tylko nasza.
W momencie, gdy nasze ciało uwolni się już i poczujemy fizyczne zmęczenie, nasze płuca przewentylują się już do granic, bierzemy do ręki liść. Najładniejszy, jaki znajdziemy po drodze. Zapisujemy na nim to, co pojawiło się w naszych głowach. Wspomnienie, osoba, rzecz. Coś co było i co miało na nas wpływ. Wspomnienia będą napływać. Każde kolejne pociągnie za sobą inne. Przypomnimy sobie dobre i złe chwile. Liści mamy pod dostatkiem, więc notujmy to i zbierajmy w pęk. Gdy lawina myśli, uczuć i wspomnień minie, usiądźmy na ławce. Przejrzyjmy jeszcze raz to, co pojawiło się na liściach i posortujmy je. To co było dobre, to co szkodliwe. Ludzie, którzy nam pomogli, których my zraniliśmy. To, co jest zamknięte, spalmy. To co trwa i nie daje nam spokoju, zostawmy. Brzmi dziwnie? Sprawy niezakończone nie mogą trafić w ogień z powodu tego, iż powinniśmy spróbować je zamknąć. Zmierzyć się z nimi, rozliczyć się z błędów. Zamknąć to, co nas gnębi. Dopiero, gdy zmierzymy się z problemem i poczujemy, że zrobiliśmy wszystko, liść zniknie w płomieniach.
Jak pisałem na początku, wyzwanie nie jest łatwe. Najtrudniejszą jego częścią będzie spojrzenie na siebie, swoje wybory i ich konsekwencje. Jesień jest czasem zamknięcia spraw i przygotowania do zimowego odpoczynku. Ostatnim dzwonkiem przez zimową zawieją, która zanim się spostrzeżemy przywieje nam nowy rok i wiosnę. Jeśli nie teraz, to kiedy?